Temat tego posta jest dość ogólny i wcale niemedyczny jakby to mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Mam na myśli zachłyśnięcie się krajem i w moim przypadku dotyczy to nie tylko Szwecji w której zamieszkałam parę lat temu.
Chwilowo (to już trwa ponad 2 lata) zachłyśnięta jestem Turcją, a szczególnie Stambułem. W zeszłym roku, w styczniu zachłysnęłam się Malezją, a szczególnie wyspą Langkawi, której piękno i spokój porwały mnie od pierwszych chwil stąpnięcia po tej malezyjskiej ziemi.
Szwecją zachłysnęłam się przez przypadek, całkiem niechcący. Swego czasu wiele podróżowałam do Finlandii, a wtedy jeździło się przez Stockholm. Droga była długa i kręta, najpierw około 18 godzin z Gdańska, poźniej cały dzień oczekiwania na kolejny prom do Turku w Finlandii.
Stockholm wywarł na mnie ogromne wrażenie i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Teraz po latach nie wiem w czym się zakochałam, trudno mi to zdefiniować i może dlatego chcę to opisać.
Ludzie wydawali mi się tacy radośni w tym mieście, stolicy szwedzkiej krainy, że wtedy nie mogłam uwierzyć, że tak można. Młodsza o wiele bylam, więc pewnie dlatego. :) "Swego nie znacie, a obce chwalicie" może mi tutaj ktoś wytknąć... Cóż... Szczecin na tamten czas, moje miasto rodzinne, wydawał mi się taki ponury i przygnębiający.
Poza tym, ten ich język. Wydawał się melodyjny, mówiłam wtedy znajomym: "brzmi tak fajnie jakby mieszanka angielskiego, niemieckiego i francuskiego". No, ale jak może brzmieć inaczej, jeśli co trzecie słowo jest "zeszwedzone" i pochodzi z któregoś z tych języków. Do tego, gdy dołożymy tę szwedzką melodię, to nagle szwedzki okazuje się być najpiękniejszym językiem świata.
I ta pewność siebie kipiąca na ulicy od wielu osób. To było mi całkowicie nieznane wtedy. Spodobało mi się i ja szara myszka ze Szczecina też tak chciałam! Raz w życiu poczuć się pewnie, nie zastanawiając zbyt długo, nie myśleć za wiele "a co będzie, gdy zrobię tak albo tak". Nierzadko czekaliśmy na kolejny prom na "City Terminalen", który znajduje się w centrum miasta i stąd odjeżdżają autobusy na lotniska sztokholmskie. Napatrzyłam się więc na stewardessy i resztę załogi, ponadto bogatych pasażerów, których wtedy było stać na przelot regularnymi liniami lotniczymi. To nie był jeszcze czas tanich linii lotniczych.
Później wracaliśmy z Finlandii do Polski, to już nie było takie ekscytujące, bo nie było długiego czasu oczekiwania na kolejny środek transportu, więc nie było kiedy podziwiać tego pięknego kraju i jego ludzi.
Po takim wyjeździe był ekscytujący czas oczekiwania na kolejny wyjazd, aby móc patrzeć, słuchać ludzi z tego pięknego kraju.
Po tych kilku latach mieszkania tutaj stwierdzam wszem i wobec, że się bardzo pomyliłam. Co nie znaczy, że zaraz będe narzekać, biadolić, skomleć i nie wiem co jeszcze, że jak mi jest źle. Nie!
Nie da rady przestrzec ludzi przed zachłyśnięciem, bo ci którzy mają ku temu predyspozycje, czyli ci wszyscy bardziej wrażliwi, którzy mają marzenia i oczekują czegoś innego od życia, niestety zawsze ulegną tej fazie.
Bardzo lubię się zachłysnąć, bo wtedy czuję, że żyję i mam cel w życiu, np. pojechać znowu i doznać ponownie tego uczucia. To jakby wchodzi w skład życia. I tyle. Jak nazwać osobę znajdującą się w takiej fazie? "Zachłyśnięta"? Zachłyśnięty"? :)
1 komentarz:
Wiesz, mysle ze to dosyc normalne... Ja tak na poczatku 'zachlysnelam sie' Francja; i choc nadal bardzo lubie ten kraj, to zupelnie inaczej go teraz postrzegam, Francuzow z reszta tez ;)
Dla mnie porownywalne jest to ze stanem zauroczenia kims, zakochania; kilka czy kilkanascie lat pozniej nie zawsze jest przeciez tak jak pierwszego dnia ;)
Pozdrawiam Alicjo!
Prześlij komentarz