poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Złość piękności szkodzi?!

Lubię przyjeżdzać do Szczecina, bo odpoczywam psychicznie od szwedzkich kolegów i koleżanek z pracy. Czasem może się przejeść i jednocześnie zmęczyć ta inna kultura, a ponadto wiadomo nie ma to jak u mamy. Jednak to co dzieje się w Polsce przed każdymi świętami może przyprawić o zawrót głowy. Co najmniej!
Wystarczy sie przejść do centrum handlowego przed świętami, aby wyszła z nas prawdziwa natura. Dlaczego tak się złościmy, spieszymy i "ku....my"? Do czego nam się tak spieszy? Czy chodzi o to "co ludzie powiedzą?" jeśli nie przygotujemy góry jedzenia według tradycji, nie wyszorujemy podłóg, nie umyjemy okien, itp.? Jaki to ma sens, że tak nas nosi? Niektóre osoby z centrów handlowych są niezłymi przypadkami nadającymi się prosto na terapię. Różne przypadki się zdarzają, rozpychająca się łokciami pani z wieloma torbami zakupów, klienci wyładowujący pretensje za brak ceny na półce prosto do niczemu winnej kasjerki, która to nie wie o co dokładnie się rozchodzi. Ponadto pan krzyczący na stoisku monopolowym, dlaczego to on musi stać w kolejce do kasy na monopolowym, a nie na przykład do zwykłej kasy i dlaczego gdy on stoi w kolejce ta druga kasa nie jest czynna. Nie ważne, że krzyczy prosto w moje prawe ucho i doprowadza mnie do głuchoty. Gdybym była złośliwa to mogłam mu podpowiedzieć, że w tej zwykłej kasie na markecie też można zapłacić za alkohol co w niektórych marketach nie jest możliwe. Nie wiem w których można, a w których nie. Samowolka?
Ponadto to rzucanie się na promocję, która promocją nie jest z tej czystej logiki, że chodzi o produkty już właściwie przeterminowane, tak więc ich cena z tego tylko powodu powinna byc niższa lub powinny zniknąć z półek sklepowych. Gdyby tylko klientowi chciało się spojrzeć na datę ważności. Ważne, że taniej i że ci inni kupują (czyt. rzucają się na promocję), ale nie ważne co to jest i jakiej jest jakości.
Chyba nie o to chodzi na święta? Aby nakupować, pokazać się rodzinie (czyt. m.in. zadłużyć się), najeść się, itd. Jednak trudno oczekiwać czegoś innego, jeśli media napędzają tę nerwicę. Przed świętami nie ma innych ciekawszych programów o tym co należy przygotować na święta, jak powinno wyglądać i mniej więcej za ile, aby to miało sens. Konsumpcja?
A może to ja, dawno temu, czegoś nie zrozumiałam i po prostu nie umiem się dostosować do panujących zasad?
Ach i jeszcze coś. Tradycja lanego poniedziałku sama w sobie jest całkiem zabawna, tylko szkoda, że rodzice dzieciom nie potrafią jej przekazać we właściwy sposób.
Pamiętam, gdy parę lat temu porządnie sie rozchorowałam na święta i musiałam (niestety!) w lany poniedziałek jechać do lekarza na dyżur. Całe wiadro wody wylądowało na mnie, gdy siedziałam w tramwaju, w drodze do lekarza. Po prostu. Tradycji stało się zadość. A temu kto mnie oblał wtedy niewątpliwie ulżyło, bo zaliczył jeden obiekt, taki bez wiadra wody.
Poniżej kilka zdjęć z podwórkowej, szczecińskiej, realizacji tej zabawnej tradycji:


Przygotowania, czyli podzielmy się wodą...


Prezenty od Zajączka Wielkanocnego trzeba wykorzystać, nawet z czwartego piętra i nawet jeśli ta woda pryska na balkony sąsiadów niżej położonych i nie chce dolecieć do zamierzonego obiektu...


A tutaj, nas jest sześciu a one są dwie, tak więc damy radę... poza tym one mają tylko butelki plastikowe....

No ale czy złość piękności szkodzi w pięknej polskiej krainie? Chyba nie. Co nas nie zabije to nas wzmocni, nawet przed świętami, jak też w ich trakcie. :)

Brak komentarzy: